piątek, 19 grudnia 2008

Morskie opowieści cz.16

Admirał przeżuwał. Kanapka była solidna - regulaminowe dwa i pół centymetra chleba szczerze otynkowane masło-podobnym produktem, okraszony po wierzchu okolicznościowym wzorkiem z wędliny niezbicie wskazującym, że dziś jeszcze nie piątek. Admiralska duma nie pozwalała zerkać na ślicznie ułożone na talerzu obok śniadanko przygotowane przez oficer aprowizacyjną. Filigranowe kanapeczki z pastą jajeczną, w której radośnie błyskały zieloniutkie kawałeczki papryczki i figlarne plasterki kabanoska, całość prześlicznie udekorowane cieniutkimi plasterkami pomidorka... no i herbatka z cytrynką w filiżance...
Admirał siorbnął ciepławą pomyję z trzeciego parzenia...
- Sam se zrobię... się odezwałem jak nie ja... - mruknął stary wilk morski zatapiając zęby w RPP (regulaminowa porcja pożywienia)
Tizio jak zwykle był niekompletnie ubrany i jak zwykle nie miał wyczucia sytuacji:
- Tato, póki jeszcze jesteś... NA MIŁOŚĆ BOSKĄ... sprzątnij po Julianie!
Malec zawinął się nie całkiem ubranym pupiszczem i pomaszerował dalej spać. Admirałowi udało się przełknąć sporawy kęs unikając w ten sposób śmierci przez zakrztuszenie, co dawało nadzieję, że jeszcze będzie, i że posprząta.

Brak komentarzy: