wtorek, 18 marca 2008

Morskie opowieści cz.15

Nieład panujący w kajucie wyprawił mocno tolerancyjnego w tej kwestii Admirała w osłupienie. Stopy ugrzęzły w równiutko poukładanych resorkach. Części garderoby skrzętnie wymieszane z klockami lego nie pozostawiały wątpliwości, co do celowości działań małego destruktora.
- Jak ci się podoba tatusiu moje posprzątanie? – malec był wyraźnie wzruszony. Emocje udzieliły się również staremu wilkowi morskiemu. Admirał uniósł dłoń i delikatnie wytarł pianę zgromadzoną w kącików ust. Tiziol, przecząc biologicznej statystyce, w 95% składał się z radości, pozostałe 5% stanowiły wielkie oliwkowe oczy, genetyczny spadek po matce…
Admirał zamyślił się. Wyjazd oficer aprowizacyjnej na szkolenie zaskoczył go, lecz jednocześnie za sprawą życzliwych kolegów zachwycił. Ekstatyczna wizja kolejnych wieczorów spędzanych w kapciach i z pilotem w ręku… nieustająca sportowa niedziela z piwem i „cipsami”
- Miało być tak pięknie…- trzask rozpadających się na kawałki złudzeń odbijał się złowrogim echem w skołatanej głowie starego wilka morskiego.
Ranek pierwszego dnia nieobecności żony niczym nie zapowiadał popołudniowej klęski… obiad wykonany własnoręcznie jakkolwiek nie zachwycał wyrafinowanym smakiem, to jednak nie wywoływał wymiotów, a to już było coś. Niestety potem Admirał natknął się na wykaz prac, którymi dotychczas zajmowała się oficer aprowizacyjna, a które, z racji jej nieobecności, spadły na barki jedynego pełnoletniego oficera na okręcie: pranie, prasowanie sprzątanie, gotowanie, zmywanie, układanie, pilnowanie, doglądanie…, anie, anie itd. itp.
A potem nastał wieczór… kto mógł przewidzieć, że brak biustu może być przeszkodą w usypianiu małego czteroletniego erotomana (Admirał w myślach karcił sam siebie za wyraźne ciągoty syna, bo przecież po kimś malec musiał to odziedziczyć).
Po trzech dniach okręt w praktyce należałoby objąć ścisłą kwarantanną. Admirał powoli tracił cierpliwość.
- Tizio, tak nie można, musimy coś postanowić…- doświadczony oficer wiedział, że już po pierwszych słowach szkrab wyłączył się i wcale go nie słuchał a przytakiwał jedynie z grzeczności. Admirałowi puściły nerwy i najzwyczajniej w świecie warknął na syna.
- Oho, chyba nie wszyscy poczuli dzisiaj bąbelki – Tiziol szmyrgnął obok Admirała nie zwracając uwagi na jego głupi wyraz twarzy.

czwartek, 6 marca 2008

Morskie opowieści cz.14

Mężczyzna w galowym dresiku z insygniami admiralskiej władzy na pagonach raz po raz rzucał ukradkowe spojrzenia spod krzaków wyliniałych brwi. Małe w skupieniu majstrowało przy zabawkowym modelu okrętu.
- Czemu to nie działa - rozczochrana główka jak u małego szpaczka przechylała się raz w jedną, to znów w drugą stronę starając się określić przyczynę awarii. Pulchne paluszki daremnie starały się ustalić co jest nie tak. Nie pomagało nawet potrząsanie i delikatne stukanie zabawkowym kadłubem o kant stołu. Tizio był smutny. Admirał przyglądał się pyzatej buzi pierworodnego, świadom że za chwilę będzie musiał wkroczyć niczym deus ex machina i ujawnić swe, skrupulatnie ukrywane talenta inżynierskie. Stary wilk morski ze smutkiem zauważył, że twarze dorosłych rzadko odzwierciedlają ich aktualne uczucia. Wstając zza stołu złowił w lustrze swoją własną twarz pokrytą kilkudniowym zarostem. Bez większego wysiłku przywołał na twarz uśmiech nr 4, następnie wybałuszył ślepia sugerując zdumienie, potem zmierzwił brwi imitując gniew - facjata biernie poddawała się manipulacjom.
- Tata, zrób tak jeszcze raz - jak zwykle okazało się, że Admirał tylko uzurpował sobie prawo do obserwowania wszystkich i wszystkiego. Zabawa w “zrób minę pod tytułem…” pozwoliła Tiziowi zapomnieć o zepsutej zabawce a jego ojcu uświadomiła jak wiele mięśni, nieużywanych od dawna - warto nadmienić - ma jego własna, sfatygowana gęba.
- Coś taki niewyraźny - oficer aprowizacyjna zacytowała pewną reklamę.
- Bawylem se s Tyzem w myny - zaseplenił Admirał leżąc plackiem na podłodze.
Malec porzucił dogorywające zwłoki ojca i powrócił do reanimacji okrętu.
- Mamo, mamo zobacz, on działa, działa - szkrab podskakiwał i biegał w kółko, wykrzykując radośnie wciąż to samo zdanie - On działa, działa, działa.
Radość była w skokach, tryskała z powtarzanych wciąż słów, objawiała się w grymasie lekko rozchylonych ust i rumieńcach pucułowatych policzków, kwitła w spojrzeniu brązowych oczek. Admirał ostrożnie zmienił pozycję na bardziej licującą z powagą galowego dresiku i ignorując sprzeciw obolałej twarzy wyszczerzył się do syna najpiękniej jak umiał, przecież też był kiedyś dzieckiem.

wtorek, 4 marca 2008

Morskie opowieści cz.13

Tiziol sapiąc wspiął się na stertę wysuszonego prania i z tej podwyższonej perspektywy rzucił przymilnym głosikiem:
- Opowiesz mi może bajkę?
Admirał uwielbiał takie chwile. Mały kochany Szkaradek pozwalał się w takich momentach bezkarnie przytulać i chciwie chłonął wszelkie potłuczone wersje bajek z tatusiem w rolach pokątnych prosiaczków, zresocjalizowanych wilków czy też szewczyków z racjonalizatorskim zacięciem. Leżąc razem na kanapie i snując zwariowane opowieści byli bardziej jak tylko bardziej można być… wspólność ojca i syna rozrastała się z każdym wplatanym szczegółem. Admirał zadawał sobie sprawę, że bliżej z synem nie będzie już nigdy.
- A o czym dziś będziemy opowiadać? - w myślach stary wilk morski obstawiał historię rajdóweczki o wdzięcznym imieniu Calineczka mknącej super wyścigowym ścigaczem do ukochanego księcia elfów.
- Opowiedz mi bajkę o tym jak byłeś mały - malec kokosił się między świeżo upranymi koszulkami.
- Mały? - Admirał zdziwił się niepomiernie - to ja byłem mały? Przed oczami doświadczonego oficera mignął mały chłopiec w czerwonej puchówce, z czapką z pomponem na rozczochranej głowie i za dużymi relaksami na nogach.
- Opowiedz mi o tym bajkę - zapowiadało się na dłuższą narracją.
- W pewnej przepięknej krainie wśród gęstych lasów i ślicznych jezior na porośniętej makami polanie spotkali się czterej chłopcy…
W tamtym czasie osiedle było rozkopane, władza ludowa budowała czteropiętrowe bloki, dzieciaki szukały odosobnionych miejsc do zabawy…
- … spotykali się coraz częściej aż zawiązała się między nimi więź, stali się przyjaciółmi…
Czy to była przyjaźń? Pewnie była, bo czasu na drugiego człowieka było jakby więcej, programów w telewizji było mniej a komputery potrzebowały dla siebie kilku pomieszczeń.
- … kiedy przyszedł czas by wybrać kim chcą być, gdy dorosną, jednomyślnie postanowili zostać magami, przyrzekli sobie że po 20 latach spotkają się w tym samym miejscu by przekonać się, któremu z nich uda się osiągnąć zamierzony cel…
Każdy z nich miał inne zdolności i inne plany ale w bajce prościej jest pewne rzeczy uogólnić.
-… czas płynął wolno, lecz kiedy minęło owych 20 lat czterem mężczyznom wydawało się, że od rozstania minął zaledwie jeden dzień. Pierwszy na środek polany wystąpił Kefas. “Jestem magiem czynu” powiedział i wiedzieli, że mówił prawdę.
Piotr zawsze najpierw działał a potem stawiał czoło konsekwencjom. Admirał od wielu lat tęsknił do jasnego błysku w szarych oczach i kpiarskiego “zrobi się”, które było zawsze czymś więcej niż obietnicą. Emigracja wciąga ludzi i przyjaźnie pozostawiając wspomnienia.
-… An nie powiedział ani słowa, lecz pozostali wiedzieli, był magiem spojrzenia.
Nie mówił zbyt wiele, komunikował się patrząc, rozwiązywał problemy patrząc, zdobywał miłość patrząc… tej przyjaźni z pewnych względów nie można było uratować.
- … trzeci z nich zagrał kilka nut i świat wokół uznał w nim wirtuoza - magia muzyki…
Paweł gry na gitarze uczył się sam, gdy grał świat wydawał się piękniejszy a ludzie milsi. Co się z nim dzieje teraz?
- Tata a czwarty chłopiec, co się z nim stało - Tizio lubił dobre zakończenia.
Admirał potarł brodę i uśmiechnął się do siebie.
-Terminuje synku, wciąż terminuje; uczy się magii słowa.