czwartek, 31 stycznia 2008

Morskie opowieści

Przylazło, zmierzwione, zaspane: "Posuń się tato!" - i nagle w przystani małżeńskiego łoża zabrakło miejsca dla flagowego okrętu. Admirał postanowił odejść. Malec wtulił się w bok pięknej karaweli, łagodnie kołyszącej się na fali oddechu. Admirał stęknął i ruszył powoli keją szurając kapciami i mrucząc pod nosem coś na temat nieopierzonych majtków. "Przynieś mi pić." - Admirała zatkało, znieruchomiał na chwilę, nabrał powietrza i powoli odwrócił się w kierunku małego rozczochranego smroda, który po raz drugi niefrasobliwie podważał jego admiralski, odziany w zieloną wyjściową piżamkę, autorytet. "Ty...mały..." Piękna karawela zachybotała się na wietrze szeleszcząc pościelą i stanowczym gestem wskazała portową kantynę. Admirał zmełł w ustach okropne przekleństwo, w myślach błyskawicznie sporządził bilans zysków i strat. Był taktykiem z krwi i kości (ubranym w zieloną wyjściową piżamkę), wiedział, że otwarty sprzeciw może wywołać lawinę nieprzyjemnych konsekwencji, po pierwsze okręt flagowy powinien cumować w przystani, a bunt na kilka dni zmusi go do kotwiczenia na otwartym morzu, poza tym pozostawała sprawa wspomnianej już kantyny - wysokiej rangi oficer musi przecież coś jeść. Po drugie karawela choć piękna, była niesłychanie groźna, jej artyleria potrafiła pluć ogniem przez wiele godzin bez widocznego zmęczenia - nie, to się nie opłaca. Admirał westchnął i dumnym krokiem odszedł we wskazanym wcześniej kierunku. Nad przystanią wzeszło słońce, złocąc, częściowo ukryty w pościeli, kadłub pięknej karaweli. "Masz Tiziolu, rum się skończył, piwo skwaśniało został tylko soczek pomarańczowy, może być?" - Admirał podał smrodkowi kubeczek sycąc jednocześnie oczy widokiem... wschodzącego słońca.

"Bo wiesz tato, ja ciebie chyba kocham" - Admirał z groźną miną potarmosił grzywkę chłopaka i rzucił przez zęby: "Ja ciebie też łobuzie."