piątek, 19 grudnia 2008

Morskie opowieści cz.21

Admirał nienawidził. Nie jakoś tak specjalnie, przewlekle - ot, zwykła ludzka nienawiść oparta na żądzy mordu przyprawionej marzeniami o zadawanych cierpieniach. Stary wilk morski wyplątał się z pościeli, wstał i powlókł się na śpiących jeszcze nogach do kantyny. Zegarek błyskał wesoło fosforyzującymi cyferkami. Admirał bezskutecznie próbował nastroić ostrość w zapuchniętych ślepiach.
- … piąta piętnaście…- stary wilk morski zacisnął pięści i począł wzrokiem szukać małej szarej kupki sierści z dziarsko uniesionym do góry ogonem.
- Julian, ty wstrętny sierściuchu … mówiłem ci przecież, że była zmiana czasu … - Admirał od zawsze wiedział, że jego kot jest mądry inaczej i z zasady nie stosuje się do zasad o ile sam ich nie wymyśli, wciąż jednak łudził się, że wyprowadzi kota na ludzi.
- … zrozum, powinnaś zacząć skakać po mnie za godzinę… zobacz jest PIĄTA! Rozumiesz? - kot absolutnie nie rozumiał.
Kot Admirała miał metodę. Punkt szósta właził cichcem na leżakującego Admirała i zaczynał skakać zręcznie unikając rozlicznych kuksańców. Chcąc nie chcąc należało wstać i poszukać pomsty na darmozjadzie, który tymczasem stawał przy lodówce i przybierał pozę kota ze Shreka …
- Ale wiesz, że cię nienawidzę? - Admirał zaaplikował saszetkę produktu znanej firmy…
- Miau - mruknęła kicia lekceważąco.

Morskie opowieści cz.20

Admirał odpoczywał przy stole. W kantynie za jego plecami krzątała się oficer aprowizacyjna. Tizio zgodnie ze swoją naturą swawolił gdzieś w nieokreślonym pobliżu a sądząc z odgłosów spod stołu towarzyszyła temu nielegalna konsumpcja petitków. W telewizorze Janosik zamierzał związać swoje życie z Hanką (nieświadom, że kładzie tym samym kres swojej zbójeckiej swobodzie). Admirał westchnął przeciągle do swojej kawalerskiej przeszłości.
- Co jest staruszku - oficer aprowizacyjna niczym mała stacja radarowa wykrywała wszelkie anomalie.
- A nic… pogoda taka smutna… - stary wilk morski plątał się w zeznaniach.
Serialowa historia szlachetnego zbója dobiegała końca.
- Zaraz go złapią i powieszą za ziobro - szepnęła oficer aprowizacyjna - nie zazna on szczęścia z tą Hanką... Admirał zastanawiał się skąd u kobiet tendencja do doszukiwania się romantycznych treści tam, gdzie ich nie ma, bo przecież ten zbój pewnie sam na siebie doniósł żeby go złapali… lepsza nagła śmierć od dożywocia… Admirał dumał przyglądając się Markowi Perepeczko jak dumnym krokiem stąpa między owcami.
Tizio wychynął nie wiadomo skąd, zerknął na telewizor, wyciągnął upapranego okruchami palucha i wskazując na zbója zapytał - Tato, a ten pan, to jest ten Ziobro, co go tak nie lubisz?
- To nie ten synku, ale ten o którego się pytasz, to też kawał zbója - odrzekł Admirał uśmiechając się.

Morskie opowieści cz.19

- Tato pożartujmy trochę. - Tizio był w znakomitej formie, rumiana buzia jaśniała szczęściem pod prowizoryczną strzechą płowej grzywki. Admirał stęknął raz czy dwa próbując bezskutecznie wyplątać się z poskręcanej kołdry. Taki bałagan w pościeli mógł znaczyć dwie rzeczy albo dzień wcześniej rum lał się strumieniami albo noc w małżeńskim łożu odbyła się pod znakiem rodzinnego trójkąta, którego dwa starsze wierzchołki tylko częściowo zaznały miękkiej powierzchni materaca. Admirał zerknął zapuchniętym oczkiem na sponiewieraną oficer aprowizacyjną i z marszu odrzucił wersję z rumem.
- Tato, wiesz gdzie duchy chodzą spać?… do morza martwego! - Tizio rżał niczym źrebak a Admirał utwierdził się w przekonaniu, że możliwe jest ocknąć się przez osłupienie.
- To ja ci też opowiem dykteryjkę - Admirał sapnął dla dodania sobie kurażu - pewien tata spał sobie w najlepsze… aż tu nagle… przyszedł jego synek i go obudził… ha, ha, ha … obudził go, rozumiesz…;)
Tego ranka przez dobrych kilka minut na okręcie rozbrzmiewał zdrowy chóralny śmiech: małego rozczochranego szkraba z dość pokrętnym poczuciem humoru; ślicznej choć sponiewieranej oficer aprowizacyjnej i dorodnego okazu admiralskie proweniencji z nieco zapuchniętymi oczkami.

Morskie opowieści cz.18

Stół uginał się od potraw. Admirał z dumą spoglądał na dwie kanapeczki trwożnie leżące na talerzu. W czasie gdy oficer aprowizacyjna dopieszczała swój image (czymże jest dla kobiety godzina czasu gdy w grę wchodzi fryzura, manikur, makeup i inne niezrozumiałe czynności) prócz wspomnianych arcydzieł sztuki kulinarnej Admirał zaparzył herbatkę z saszetki a następnie ją wylał bo okazało się, że to nie pierwszy napar. Kolejne czynności były raczej rutynowe: zablokowanie programu z bajkami w razie oporów konsumpcyjnych ze strony latorośli i obowiązkowe obżarcie twardych skórek. Admirał zachodził w głowę czemu tak nadskakuje zwykłemu majtkowi.
- Tato ta kanapka nie ma sera - w kąciku ust Tizia bezwstydnie poruszała się żółta końcóweczka.
- Zeźrysz to niecnoto bez sera - Admirał zachłysnął się własną czułością.
- Tato ale ja nie lubię mięsiwa.
- Ty jego nie masz lubić, ty jego masz zjeść - stary wilk morski intensywnie myślał czy aby nie powinien walnąć pięścią w stół.
- Mamo a tata znowu jest niemiły - majtek bezrozumnie dążył do konfrontacji.
Zjawiskowo piękna oficer aprowizacyjna wychynęła zza drzwi łazienki i posłała Admirałowi nieziemski uśmiech.
- Dokrój małemu sera i posprzątaj a ja lecę do pracy - anielica zwiewnym ruchem zagarnęła sporych rozmiarów torbę i wybyła...
- Widziałeś, mama potrafi być miła, a ty?
Admirał wyszczerzył się w wilczym uśmiechu.
- Ja też potrafię być miły... a teraz grzecznie siadamy DO STOŁU!

Morskie opowieści cz.17

Było piękne piątkowe popołudnie, Admirał smażył naleśniki. W piątki naleśniki były obowiązkowe podobnie jak i w pozostałem dni tygodnia, o ile akurat kantyną zarządzał stary wilk morski. Obowiązkowość wyżej wymienionych wynikała z faktu, że inwencja kulinarna Admirała zaczynała się na naleśnikach i na nich też się kończyła.
Tizio, zgodnie ze swoją naturą, wnosił w sielankową atmosferę domowych pieleszy sporą dozę braku uporządkowania i stałe poczucie zagrożenia. Admirał w duchu dziękował Najwyższemu, że malec nie napraszał się zbytnio z pomocą przy celebracji naleśnikowego cudu. Zbyt świeży były w pamięci obraz włączonego blendera bestialsko wrażonego w wnętrzności opakowania z mąką tortową by zaryzykować współpracę.
- Tato, to ja będę rycerzem. - Tiziol wymachiwał dzielnie drewnianym mieczykiem co i rusz przybierając akrobatyczne pozy. - Uratować Cię? Pytanie pojawiło się jak zwykle nieoczekiwanie między łychą pełną naleśnikowej melasy a wytrzeszczonymi oczami Admirała.
Stary wilk morski rozejrzał się uważnie oceniając możliwe niebezpieczeństwo. Okolica wyglądała bezpiecznie, co prawda blat roboczy kantyny wyglądał jak pobojowisko ale do powrotu oficer aprowizacyjnej było jeszcze sporo czasu, zagrożenie było więc znikome.
- Nie jestem pewien panie rycerzu, ale wydaje mi się, że dywan zerka łakomie na moją zgrabną łydkę. - pomysł nasunął się sam, zatem niestety wytrawny żeglarz nie mógł przypisać go swojej genialnej osobie.
- Ależ tato, jak ty nic nie wiesz. On czai się na nogę od stołu, ona jest przecież zgrabniejsza od twojej. - Admirał postanowił zignorować ukrytą krytykę swojej figury aczkolwiek profilaktycznie obrzucił drewnianego kulasa taksującym spojrzeniem. - Fakt, coś w sobie ma - mruknął przez zęby, wyrzucając placka na talerz.
Tiziol podbiegł do ścielącej się na podłodze tkaniny, wykonał efektowny piruet, zamierzył się i…
- Tato poczekaj, zapomniałem tarczy - malec wykorzystał chwilowe osłupienie Admirała i bogu ducha winnego dywanu i pobiegł dozbroić się do swojego pokoju. - Już jestem - łobuz nawet się nie zasapał.
Dywan próbował się zrolować i ukryć gdzieś pod stołem lecz błyskawiczna seria miażdżących uderzeń zakończyła jego mizerny żywot. Tiziol podparł się dumnie pod boki wsadzając uprzednio z rozmachem drewniany miecz za gumkę od majtasów. Admirał instynktownie wciągnął powietrze i ścisnął kolana, lecz uśmiechnięta latorośl jak gdyby nigdy nic stanęła na leżących na podłodze zwłokach.
- Jesteś uratowany, cieszysz się. Prawda? - Admirał pokazał jak się cieszy, pakując sobie do ust spory rulonik złocistego ciasta gęsto utytłany w środku nutellą. Naleśnikową melasę należało troszeczkę zagęścić, co też Admirał postanowił wykonać niezwłocznie. Torebka z mąką zawisła nad garnkiem.
- TATO! UWAŻAJ ZA TOBĄ! - Admirał drgnął gwałtownie i pół kilograma mąki wylądowało w naleśnikowym cieście…
- Co się stało syneczku? - stary wilk morski nie miał zamiaru myśleć ile będzie musiał dolać mleka by odtworzyć idealne proporcje.
- No jak to, nie widzisz? Atakuje cię stado rozjuszonych krzeseł. Ale wiesz, ja cię uratuję - maluch dumnie uderzył się w piersi rączką uzbrojoną w drewniany mieczyk.
- Tak synku, trzeba mnie ratować… i to szybko…- Admirał westchnął głęboko sięgając po pojemnik z mlekiem

Morskie opowieści cz.16

Admirał przeżuwał. Kanapka była solidna - regulaminowe dwa i pół centymetra chleba szczerze otynkowane masło-podobnym produktem, okraszony po wierzchu okolicznościowym wzorkiem z wędliny niezbicie wskazującym, że dziś jeszcze nie piątek. Admiralska duma nie pozwalała zerkać na ślicznie ułożone na talerzu obok śniadanko przygotowane przez oficer aprowizacyjną. Filigranowe kanapeczki z pastą jajeczną, w której radośnie błyskały zieloniutkie kawałeczki papryczki i figlarne plasterki kabanoska, całość prześlicznie udekorowane cieniutkimi plasterkami pomidorka... no i herbatka z cytrynką w filiżance...
Admirał siorbnął ciepławą pomyję z trzeciego parzenia...
- Sam se zrobię... się odezwałem jak nie ja... - mruknął stary wilk morski zatapiając zęby w RPP (regulaminowa porcja pożywienia)
Tizio jak zwykle był niekompletnie ubrany i jak zwykle nie miał wyczucia sytuacji:
- Tato, póki jeszcze jesteś... NA MIŁOŚĆ BOSKĄ... sprzątnij po Julianie!
Malec zawinął się nie całkiem ubranym pupiszczem i pomaszerował dalej spać. Admirałowi udało się przełknąć sporawy kęs unikając w ten sposób śmierci przez zakrztuszenie, co dawało nadzieję, że jeszcze będzie, i że posprząta.

wtorek, 18 marca 2008

Morskie opowieści cz.15

Nieład panujący w kajucie wyprawił mocno tolerancyjnego w tej kwestii Admirała w osłupienie. Stopy ugrzęzły w równiutko poukładanych resorkach. Części garderoby skrzętnie wymieszane z klockami lego nie pozostawiały wątpliwości, co do celowości działań małego destruktora.
- Jak ci się podoba tatusiu moje posprzątanie? – malec był wyraźnie wzruszony. Emocje udzieliły się również staremu wilkowi morskiemu. Admirał uniósł dłoń i delikatnie wytarł pianę zgromadzoną w kącików ust. Tiziol, przecząc biologicznej statystyce, w 95% składał się z radości, pozostałe 5% stanowiły wielkie oliwkowe oczy, genetyczny spadek po matce…
Admirał zamyślił się. Wyjazd oficer aprowizacyjnej na szkolenie zaskoczył go, lecz jednocześnie za sprawą życzliwych kolegów zachwycił. Ekstatyczna wizja kolejnych wieczorów spędzanych w kapciach i z pilotem w ręku… nieustająca sportowa niedziela z piwem i „cipsami”
- Miało być tak pięknie…- trzask rozpadających się na kawałki złudzeń odbijał się złowrogim echem w skołatanej głowie starego wilka morskiego.
Ranek pierwszego dnia nieobecności żony niczym nie zapowiadał popołudniowej klęski… obiad wykonany własnoręcznie jakkolwiek nie zachwycał wyrafinowanym smakiem, to jednak nie wywoływał wymiotów, a to już było coś. Niestety potem Admirał natknął się na wykaz prac, którymi dotychczas zajmowała się oficer aprowizacyjna, a które, z racji jej nieobecności, spadły na barki jedynego pełnoletniego oficera na okręcie: pranie, prasowanie sprzątanie, gotowanie, zmywanie, układanie, pilnowanie, doglądanie…, anie, anie itd. itp.
A potem nastał wieczór… kto mógł przewidzieć, że brak biustu może być przeszkodą w usypianiu małego czteroletniego erotomana (Admirał w myślach karcił sam siebie za wyraźne ciągoty syna, bo przecież po kimś malec musiał to odziedziczyć).
Po trzech dniach okręt w praktyce należałoby objąć ścisłą kwarantanną. Admirał powoli tracił cierpliwość.
- Tizio, tak nie można, musimy coś postanowić…- doświadczony oficer wiedział, że już po pierwszych słowach szkrab wyłączył się i wcale go nie słuchał a przytakiwał jedynie z grzeczności. Admirałowi puściły nerwy i najzwyczajniej w świecie warknął na syna.
- Oho, chyba nie wszyscy poczuli dzisiaj bąbelki – Tiziol szmyrgnął obok Admirała nie zwracając uwagi na jego głupi wyraz twarzy.